Korzystając z chwili przerwy podczas rozgrywanych meczy, zapytałam o parę kwestii tenisowych jednego z uczestników Turnieju z Okazji Święta Niepodległości w „Świteziance”:
- proszę się nam przedstawić:
Nazywam się Roman Tasiemski, pochodzę ze Śmigla.
- od jak dawna gra pan w tenisa stołowego?
Można powiedzieć, że już od blisko 34 lat, lecz z przerwami, ze względu na różne kontuzje, które „po drodze” się przytrafiały.
- Panie Romanie, skąd zamiłowanie akurat do tenisa stołowego?
Tak naprawdę, to wszystko zaczęło się w trakcie trwania stanu wojennego. Ponieważ był to okres zimy i trudno było grać w piłkę na dworze, z kilkoma kolegami mieliśmy tzw. „chody” u pana wożnego, który nas wpuszczał do szkoły po lekcjach i mogliśmy grać w „ping-ponga”. Oczywiście nie było wtedy takich stołów jak te, na których dzisiaj tu gramy. Wtedy był jeden stół, można powiedzieć „profesjonalny”, a drugi był zbity ze zwykłych desek. Ale dla nas to była wtedy wielka frajda. Grało nas 5-6 osób.
- W turniejach tenisowych organizowanych w „Świteziance” bywa Pan, można powiedzieć każdorazowo. Lubi Pan sportową rywalizację? W jakich turniejach jeszcze Pan uczestniczy?
Przede wszystkim muszę powiedzieć, że jestem typowym amatorem tenisowym. Owszem kiedyś grywałem w III lidze, był to Klub Pogoń Arsenał Śmigiel. Teraz już coraz mniej grywam, natomiast do „Świtezianki” zawsze lubię przyjechać. Jest tu bardzo miła i przyjazna atmosfera.
- czy rodzinnie udało się Panu „zaszczepić” w kimś "zabawę z małą piłeczką"?
Mówiąc szczerze – nie. Jednakże zakupiłem niedawno stół do tenisa stołowego i będę próbował zaszczepić bakcyla w rodzinie.
- dzisiaj na turnieju towarzyszy Panu żona. Kibicuje Panu zapewne?
Mam nadzieję, że tak. Gdy gram, skupiam się na grze, staram się „rozgryżć” rywala – ale owszem, to miłe, gdy ktoś z rodziny wspiera swoją obecnością.
- bardzo dziękuję za krótką rozmowę i życzę powodzenia w turnieju. Musieliśmy ją zakończyć, z uwagi na wywołanie przez sędziego głównego – Pana Romana do dalszych rozgrywek tenisowych.